Emil Skoda, będąc doświadczonym graczem w kasynie online, nie posiadał fabryki w Polsce. Pisała o tym Ladislava Nohovtsova, jego kustosz bezpieczne kasyna w Polsce w Pilsen Museum, ale pani Ladislava pominęła jeden ważny szczegół. W latach 80. XIX wieku fabryka Skody nie mogła być zlokalizowana w Polsce, sądząc po tym, Emil Skoda, grając w kasynie internetowym, postanowił otworzyć fabrykę w mieście Dąbrowa w Cesarstwie Rosyjskim
hindi me xxx hardcore-sex-videos sunny leone bf film
gaand mari ymlporn sisters xxx videos
kamsutra sexy video pornolienx devar bhabhi ki chudai hindi mein
hot aunty sex farmhub xxx indian hardcore
savita bhabhi episode moocrh xxx bhabi

Dąbrowskie "Dzieci Kwiaty"

19.05.2017

W majowym wydaniu „Alternatywnika Dąbrowskiego” Darek Ryczkowski sięga do najstarszych pokładów dąbrowskiej kontrkultury, opisując początki i smutny koniec hipisów. Mało kto wie, że dąbrowscy hipisi spotykali się głównie w Ząbkowicach i na Zielonej, gdzie czasami urządzali koczowiska pod namiotami. Pochodzili z różnych rodzin, ze środowiska inteligenckiego i robotniczego, niektórzy uczyli się jeszcze w dąbrowskich szkołach, a inni pracowali w okolicznych zakładach pracy. Łączyła ich wspólna niechęć do peerelowskiej rzeczywistości i bezwarunkowa akceptacja każdego członka wspólnoty.

 

W siermiężnych czasach PRL-u, między późnym Gomułką a wczesnym Gierkiem, pojawiło się w Polsce zjawisko zwane ogólnie ruchem hipisowskim. Ruch ten wyrósł w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej na gruncie buntu antykonsumpcyjnego i sprzeciwu wobec wojny w Wietnamie. Jest na ten temat wiele znakomitych prac, książek czy filmów. Pod koniec lat sześćdziesiątych, jak piszą fachowcy i świadkowie, w kraju nad Wisłą inspiracją dla narodzin hipisów były zachodnie rozgłośnie radiowe (głównie Radia Luxemburg i Wolnej Europy) oraz zagraniczne gazety (dostępne u nas w sieci Klubów Międzynarodowej Prasy i Książki). „Dzieci kwiaty” najpierw pojawiły się w dużych ośrodkach miejskich z aktywnym środowiskiem studenckim (Warszawa, Kraków, Poznań, Wrocław, Gdańsk), z czasem odnalazły się także w mniejszych miastach, jak miasta Zagłębia, w tym w Dąbrowie Górniczej. Polecam o tym poczytać w książce Kamila Sipowicza, ikony polskiego undergroundu, „Hipisi w PRL-u” (wyd. Cyklady 2008 r.) czy też w wyjątkowej pracy Bogusława Tracza, katowickiego historyka z IPN, „Hippiesi, kudłacze, chwasty. Hipisi w Polsce w latach 1967-1975” (wyd. Libron 2014 r.).

 

Obecnie dąbrowscy hipisi należą głównie do jednej z miejskich legend, ale paru jeszcze żyje. Niektórzy mają się dobrze, inni mniej. Kilku zgodziło się przypomnieć dawne dzieje. Występują, z wiadomych względów, pod pseudonimami z dawnych lat i niechętnie mówią o wolnej miłości, niezdrowych używkach czy groźnych substancjach psychoaktywnych.

 

Według dostępnych przekazów, pierwszym dąbrowskim hipisem był „Janczur”, dziś siedemdziesięcioletni przykładny dziadek kilku wnuków, którego czasem można spotkać na jednym z gołonoskich placów zabaw, gdzie troskliwie zajmuje się dziatwą. Po długich włosach nie został ślad, jest za to dawna broda. I jasne, ciągle radosne oblicze. Niebawem dołączyli do niego Leon, Perełka, Homolka i Cyzu, właściciel najdłuższych włosów w Zagłębiu, oraz pierwsze dziewczyny: Ela, Aśka i Dorota.

 

– Pamiętam i bardzo mile wspominam Aśkę K., ksywka „Hanka Bielicka”, bo potrafiła nawijać i śmiać się jak Bielicka. Buzia to się jej właściwie nie zamykała. Ale mówiła same mądre rzeczy. Bardzo miła i ciepła dziewczyna. Niedawno ją spotkałem i wiesz… nie poznałem – wspomina Zirek, dodając, że do grupy dołączył dużo później, gdy jako nastolatek spotkał na alejach kolorowych, radosnych ludzi. – Byli przepiękni w tej całej szarzyźnie dookoła. Od razu wsiąkłem, a oni nie pogonili mnie, małolata – wspomina.

 

Z czasem do grupy dołączyli, nieżyjący już, Krzysiek „Hrabia” z żoną Dorotą. „Hrabia” pochodził z bardzo zamożnej rodziny. Miał wielką bibliotekę po dziadkach i rodzicach, co spotkało się z bardzo ciepłym przyjęciem i żywym zainteresowaniem pozostałych.

Dąbrowscy hipisi spotykali się niemal codziennie, głównie w Ząbkowicach, w prywatnych domach i ogrodach lub na Zielonej, gdzie czasami urządzali koczowiska pod namiotami. Pochodzili z różnych rodzin, ze środowiska inteligenckiego i robotniczego, niektórzy uczyli się jeszcze w dąbrowskich szkołach, a inni pracowali w okolicznych zakładach pracy. Łączyła ich wspólna niechęć od szarej rzeczywistości i bezwarunkowa akceptacja każdego, kto zechciał być we wspólnocie. – Mogłeś być kimkolwiek, synem prominentnych działaczy partyjnych czy córką hutnika i sklepowej. Ważne, żebyś szanował innych i kochał. Miłość i pokój. I muzyka – mówi Krzychu „Homolka”. Bo muzyka była ważna i towarzyszyła hipisom zawsze. Wielu z nich grało na instrumentach, dlatego często przytrafiały się im naprawdę niepowtarzalne imprezy muzyczne czy koncerty. Jak koncert „Omegi” w PKZ czy słynne imprezy w Agorze, gdzie muzykę z płyt puszczał „Perła”. Wiele osób pamięta też koncert w dąbrowskiej Resursie (niegdyś ważne miejsce na lokalnej mapie kulturalnej) przy dzisiejszej ul. 3 Maja. Grał wtedy zespół Blustro: na skrzypcach Czarek Czternastek, muzyk z Easy Rider, na kontrabasie Boguś Mizerski z Sosnowca, dziś muzyk o światowej sławie. Ze sceny tekst Witkacego z „Szewców” recytował Tadeusz Sławek, poeta, późniejszy rektor Uniwersytetu Śląskiego, który swego czasu mieszkał na gołonoskim osiedlu Kasprzaka.

Jednak nie zawsze było kolorowo. Z czasem władze komunistycznego państwa zaczęły stosować wobec hipisów szykany, a później także represje. Ruch nigdy nie był nastawiony na jakąkolwiek działalność polityczną, nie chodziło tu wszak o zakładanie partii czy przejmowanie władzy. Przeciwnie – hipisi chcieli świata bez polityki, wojska, wojny i jakiegokolwiek przymusu. Dla siebie i innych. Jednak to nie mogło się podobać władzom PRL. Dla młodych były ZMS, ZMW, ZHP i HSPS, nic ponad to. W czasach obowiązującego stałego meldunku i powszechnego nakazu pracy hipisi pakowali się zatem w spore kłopoty. Patrole milicji wyłapywały „długowłosych brudasów”, zamykano ich w aresztach, obcinano włosy, często bito. Do dziś wiele osób z Dąbrowy pamięta ostre akcje i wyczyny „Brudnego Harrego”, sierżanta milicji. – Czasami go jeszcze widuję. Staruszek już – mówi Homolka. Ale nie tylko Milicja Obywatelska, również ORMO i tzw. aktyw robotniczy były narzędziem represji wobec młodych ludzi chcących żyć inaczej. Na problemy z władzą, z milicją dla wielu chłopaków nakładały się gigantyczne kłopoty z armią. Paru ukrywało się z więc z powodu odmowy lub niestawienia się do odbycia obowiązkowej służby wojskowej. Próbowano różnych sposobów, w tym pobytu w szpitalu psychiatrycznym.

 

Odskocznią od tych nieprzyjemnych spraw były wyjazdy w Polskę. Hipisi jeździli na zloty, głównie nad morze i w Bieszczady oraz… na pielgrzymki. Do Częstochowy. Pielgrzymki hipisów organizował legendarny ksiądz Andrzej Szpak, salezjanin z Rzeszowa, duszpasterz narkomanów i właśnie hipisów, twórca „Ogólnopolskiej Pielgrzymki Młodzieży Różnych Dróg”.

 

Na jedną z takich pielgrzymek wybrała się spora grupa z Dąbrowy. Później przez tydzień koczowali w namiotach pod Jasną Górą. Jak mówi Homolka: – Ta tradycja pozostała i starzy hipisi spotykają się w Częstochowie rokrocznie. Ot, taka polska specyfika...

 

Były też inne wyjazdy. Na przykład do „Słomy” Jerzego Słomińskiego, byłego muzyka zespołu Osjan. W stanie wojennym „Słoma” rzucił wszystko i wyjechał w Lasy Kozłowieckie na Lubelszczyźnie, gdzie założył wspólnotę muzyczną. Wkrótce osiedliło się tam kilkanaście rodzin hipisowskich z całej polski. – Produkuje tam bębny, konga i takie tam. Ale takie dobre, że przyjeżdżają do niego Murzyni z Afryki, żeby się nauczyć robić bębny afrykańskie. Czujesz? Ja nigdy tam nie pojechałem. Może kiedyś, jeszcze mam adres, wieś Biadaczka koło Samoklęsk, powiat Lubartów. Był tam Witek, Cyzu i jeszcze ktoś. Mówili, że było fajnie – tak o tym miejscu mówił Zirek.

 

Również w Zagłębiu hipisi próbowali tworzyć komuny na wzór zagranicznych. Jednak, głównie z braków możliwości lokalowych oraz z powodu czujności aparatury porządkowo-represyjnej, nie bardzo im to wychodziło. Najbliższa i najdłużej trwająca zagłębiowska komuna zalęgła się w Sosnowcu przy ul. Szybikowej. Istniała dobrych parę lat, mniej więcej do wczesnych lat osiemdziesiątych. Tak opisuje to jeden z weteranów ruchu: – Była to chyba dwupiętrowa kamienica, jak pamiętam należała do „Elwisa”, basisty z Nocnego Patrolu. Przejął ją po babci, zdaje się w spadku. Mieszkało tam w porywach parędziesiąt osób. Ktoś przyjeżdżał, ktoś odjeżdżał… Jak to w życiu. Parę naprawdę niezłych imprez tam przeżyłem. Koncerty, muzyka i rozmowy… Z czasem to się skończyło. Nie pamiętam dlaczego. Chyba nie ma już tej kamienicy.

 

Schyłek i ostateczny koniec epoki „dzieci kwiatów” przyniosły narkotyki. Moda na nie zaczęła się w Polsce tak siermiężnie, jak i siermiężne było peerelowskie państwo… od mieszania i przetwarzania leków psychotropowych zawierających opiaty, odparowywano też słynne krople Inoziemcowa albo stosowano substancje odurzające. Dość wspomnieć, że rodzima wynalazczość miała szerokie pole do popisu. Rzadko, stosunkowo późno i wyłącznie jako turystyczny import trafiała się marihuana, o LSD wszyscy słyszeli, ale mało kto widział. Wreszcie, na koniec, pojawiła się tzw. polska heroina, rodzimy wytwór otrzymywany z maku, który poczynił ogromne spustoszenie, istny armagedon. Groźne były zwłaszcza zakażenia spowodowane używaniem brudnego czy też wspólnego „sprzętu”. Do tego dochodziły różnego rodzaju komplikacje zdrowotne i ciężkie choroby, w tym psychiczne. Taki był smutny koniec początkowo radosnej epoki miłości i pokoju. „Straty w ludziach” dotknęły także hipisów z Dąbrowy Górniczej. Wspólnota rozleciała się, każdy poszedł w swoją stronę. Zirek przypomniał sobie wiersz, a właściwie fragment, który napisał jeden z dąbrowskich uczestników tej historii, Witek P., gdy wszystko już się kończyło: „Powiedzcie, drodzy przyjaciele, dlaczego życie tak obrzydło, że zamiast palić zdrową trawkę, grzejecie w kanał tępą igłą”. Zlot hipisów w 1978 roku. Drugi z lewej Cyzu z Dąbrowy "najdłuższy włos w Zagłębiu".

 

Mimo smutnego końca, hipisi wnieśli do obrazu polskiego społeczeństwa drugiej połowy XX wieku wiele barwnych i pozytywnych elementów. Długowłosi kontestatorzy ostatecznie przegrali (z aparatem komunistycznej represji i plagą narkomanii), ale zapoczątkowanej przez nich rewolucji kulturalno-obyczajowej nie udało się już zatrzymać. O kontrkulturze czy, jak kto woli, subkulturze młodzieżowej z czasów PRL warto więc przypomnieć, zwłaszcza, że rozwijała się też tutaj, blisko nas.

 

Darek Ryczkowski

 

Zdjęcie pochodzi ze zbiorów Krzyśka „Homolki”

Dziękujemy za rejestrację!